Brakuje trenerów.
Powyższe zdanie można usłyszeć tak często, że chyba najwyższa pora... zrobić krok dalej.
I zastanowić się:
Co sprawia, że brakuje trenerów?
Może rola trenera jest dziś zwyczajnie nieatrakcyjna?
A jeśli tak, co można zatem zrobić, by ją uatrakcyjnić?
Przyglądając się warunkom rozwoju wielu trenerów w naszym kraju, osobiście przestałem dziwić się zwłaszcza młodym ludziom, że wolą zająć się czymś innym. Albo potraktować pracę trenerską właśnie jako pracę, czyli wyłącznie w formie dodatkowego zarobku.
Pisząc szczerze, w siódmym roku własnej trenerskiej przygody, sam zastanawiam się, czy koniecznie, za wszelką cenę chcę ją kontynuować.
W ramach autorefleksji nad własnym rozwojem trenerskim na przestrzeni ostatnich kilku lat zamierzałem spisać poniżej trzy rzeczy, które robią różnicę. W trakcie pisania uznałem jednak, że tak naprawdę jest tylko jedna.
Bez niej ani rusz.
1. Wsparcie
Po pierwsze i najważniejsze, ludzie nie są stworzeni do działania w pojedynkę. Osiągamy znacznie lepsze efekty, kiedy współpracujemy.
Oczekiwanie od trenera, który ukończył kurs trenerski i od razu otrzymał do samodzielnego prowadzenia grupę treningową - w połączeniu z brakiem jakiegokolwiek wsparcia - że sprawdzi się w tej roli... To tak nie działa.
(To tak, jakby zatrudnić kogoś na dowolne stanowisko w dowolnej firmie i spodziewać się, że skoro zdobył jakieś tam kwalifikacje, na pewno sam sobie poradzi. A potem dziwić się, kiedy okazało się inaczej.)
Kiedy sześć lat temu zaczynałem pracę z najmłodszymi grupami wiekowymi w Football Academy Opole, nigdy nie byłem na treningu sam. Przez pierwszy rok funkcjonowania nowej grupy naborowej dla cztero- i pięciolatków prowadziło ją dwóch trenerów. Założenie było takie, że zanim grupa tak małych dzieci przyzwyczai się do zasad obowiązujących na treningu, jeden trener tego nie ogarnie.
Z perspektywy trenera, patrząc wstecz, znacznie ważniejszy był jednak efekt uboczny. Jako, że z inicjatywy koordynatora (o nich niżej) tworzyliśmy wraz z Grześkiem Dajczakiem duet równoległych trenerów - nie: trenera i asystenta - przygotowywaliśmy konspekty na zmianę, omawiając je następnie bezpośrednio przed treningiem.
A jako, że obaj lubiliśmy eksperymentować, nasza powstała w ten sposób regularna wymiana pomysłów, wdrażanych w praktykę, trwała przez blisko dwa lata (z dwiema różnymi grupami dzieci).
Do tego dochodziło wsparcie koordynatora.
Paweł Jędrzejewski, z którym przez ponad cztery lata pracowałem w biurze centrali Football Academy, na co dzień interesował się naszymi treningami i dzielił własnym doświadczeniem. Co więcej, zapraszał mnie do wspólnych wyjazdów na konferencje szkoleniowe czy sparingi i turnieje wraz z grupą młodzików, którą w tamtym okresie prowadził.
I jeszcze jedno.
Zawsze - co wydawało mi się wówczas zaskakujące - pytał mnie, bądź co bądź początkującego wówczas trenera, o opinię. W rozmaitych kwestiach.
Jednym słowem: inspirował.
Później pojawił się jeszcze Kris Skarżyński. Wtedy prowadziłem grupy już samodzielnie. Kris przyjeżdżał jednak obserwować treningi. Dawał feedback. Ponadto zapraszał na cykliczne spotkania indywidualne. Wyznaczał cele. Dużo pytał.
Inaczej: pomagać wytyczyć ścieżkę rozwoju dla trenera.
Sam możesz zadać sobie, trenerze, pytanie, czy miałeś na swojej, zwłaszcza początkowej drodze w tej roli, tyle szczęścia, co ja.
Bo ja miałem farta.
Comments